Minęło już ponad 26 lat od pojawienia się na rynku pierwszych płyt i odtwarzaczy CD. Jak wiadomo, płyta kompaktowa okazał się marketingowym strzałem w dziesiątkę. Srebrne krążki szybko wyparły mniej wygodne, bardziej delikatne płyty winylowe, gdzie jakość nośnika ulega stopniowej degradacji z każdym kolejnym odtworzeniem. Pomimo zarzucanej „bezduszności" i zbytniej sterylności nowego medium, już w 1988 roku ilość sprzedanych na świecie srebrnych krążków zrównała się z liczbą zakupionych płyt winylowych. W kilka lat później płyta kompaktowa zdominowało półki niemal wszystkich sklepów muzycznych, by wkrótce zaanektować powierzchnię domowych płytotek. Cały analogowy rytuał - od wysunięcia czarnego krążka z dużej obwoluty, oczyszczeniu go z drobinek kurzu, aż do nastawienia płyty, zastąpiło mało romantyczne położenie CD na paskudną, w porównaniu do gramofonowego talerza, tackę odtwarzacza. Naturalnie, nie wszyscy „zdradzili” winyl. Pomimo relatywnie wąskiego kręgu zainteresowanych, gramofonowy interes, rzec można, kręci się ostatnio całkiem nieźle, jednak w skali bezwzględnej ma i będzie miał charakter niszowy.
Moment przełomowy w strukturze swoich przychodów odnotowała niedawno jedna z najważniejszych światowych wytwórni płytowych - Atlantic Records. Otóż, po raz pierwszy w historii wytwórni, wpływy ze sprzedaży muzyki w formie elektronicznej przewyższyły wpływy ze sprzedaży płyt CD. Jeszcze w grudniu, należący do Warner Music Group - Atlantic Records ogłosił, że w IV kwartale ubiegłego roku aż 51% przychodów wygeneruje twórczość pobierana za pośrednictwem internetu. Naturalnie w jej skład prócz pełnych albumów wchodzą również pojedyncze utwory, jak i dzwonki do telefonów komórkowych. Nie zmienia to faktu, że punkt zwrotny, co do formatu w jakim kupowana jest muzyka, Atlantic Records ma już za sobą.
Cienia wątpliwości co do przyszłości branży fonograficznej nie pozostawia ogłoszony kilka dni temu raport Międzynarodowej Federacja Przemysłu Fonograficznego (IFPI). Pomimo nienajlepszych czasów dla całego rynku muzycznego, na całym świecie zanotowano wysoki wzrost dochodów ze sprzedaży ścieżek dźwiękowych przez Internet. Przypomnijmy, że wzrostowa tendencja utrzymuje się już szósty rok z rzędu i nie traci na dynamice. Oto co mówią liczby: w 2008 r. wzrost sprzedaży muzyki online wyniósł 25%, wpływy łącznie to ok. 3,7mld dolarów. Za pośrednictwem legalnie funkcjonujących e-sklepów pobrano 1,4mld pojedynczych plików dźwiękowych, co przekłada się na 24% wzrost w stosunku do roku 2007. Znacznie większy wzrost zanotowano u bezpośredniego konkurenta płyty CD – w ubiegłym roku pobrano o 36% więcej albumów drogą elektroniczną niż w roku 2007r. W niektórych krajach Europy zachodniej wskaźniki są jeszcze bardziej przekonywujące: u naszych zachodnich sąsiadów liczba legalnie pobranych albumów wzrosła o 57%, a w Wielkiej Brytanii aż o 65%.
Nie należy zapominać również o nielegalnej wymianie plików muzycznych. IFPI szacuje, że w 2008 roku jedynie 5% całej muzyki pobranej za pośrednictwem Internetu pochodziła z legalnego źródła.
Podsumowując, w dobie ogromnej popularności przenośnych odtwarzaczy MP3 i wszechobecnego dostępu do Internetu klientom coraz mniej zależy na posiadaniu fizycznej płyty CD.
Dla wielu osób iPod'y i im podobne stały się głównym, a często jedynym źródłem muzyki. Coraz powszechniejsze stacje dokujące wypierają odtwarzacze płyt kompaktowych, przyjemność czytania książeczek CD przegrywa zaś z ogromną ilością atrakcyjnych materiałów jakie znajdziemy przeglądając serwisy i portale muzyczne.
Także wśród bardziej wymagających słuchaczy wzrasta zainteresowanie albumami elektronicznymi. Sukcesywnie powiększająca się oferta audiofilskich nagrań dostępnych w formie plików dźwiękowych o rozdzielczości i jakości równoważnej, a nawet wyższej od CD, dla wielu okazuje się wygodniejszą alternatywą zakupu muzyki. Na reorientację przyzwyczajeń wpływa również dynamicznie reagujący na zmiany w branży fonograficznej rynek sprzętu audio. Aby raczyć się najwyższą jakością odtwarzanego dźwięku, ściągnięty i zapisany na dysku twardym komputera materiał niekoniecznie musi zostać przegrany na tradycyjną płytą kompaktową.
Na rynku pojawiają się wysokiej klasy muzyczne serwery odczytujące muzykę z wbudowanych dysków twardych, dysków sieciowych, dysków komputerów PC, itp. Wspomnijmy choćby o mających doskonałą prasę i uznanie wśród użytkowników Naim'ie HDX, Linn'ie Majik DS, McIntosh'u MS750, Arcam'ie MS250 czy w wreszcie doskonałych produktach, kupionej niedawno przez Meridiana, firmy Sooloos.
Pozbawione problemów związanych z mechaniką odczytu płyty, wspomniane odtwarzacze plików dźwiękowych reprodukują muzykę w sposób zarezerwowany dotychczas dla najlepszych odtwarzaczy CD.
Ponadto muzyczne serwery wyposaża się w bardzo atrakcyjne, niespotykane dotychczas w sprzęcie audio, funkcje. Dzięki nim urządzenia w przejrzysty sposób katalogują i porządkują zapisaną muzykę, a po podłączeniu do Sieci, pobierają z internetowych muzycznych baz danych (np. Gracenote, Allmusic itp.) informacje, których próżno szukać w ubogich książeczkach dołączanych do „staromodnych” płyt CD.
Łatwość wyszukiwania i natychmiastowy dostęp do każdego utworu czy albumu to kolejne, niezaprzeczalne atuty serwerów muzycznych.
Czy to rzeczywiście potrzebne? Wyobraźmy sobie scenkę. Roztrzepany meloman stojąc przed pokaźną kolekcją kompaktów, próbuje przypomnieć sobie tytuł płyty z ulubionym nagraniem. W końcu z postanowieniem „więcej warzyw” siada przed komputerem i podpierając ułomną pamięć Internetem odnajduje zapomniany album.
Wraca do półeczki, a tam... tytułu brak – co akurat go nie dziwi, gdyż nie zawsze odkłada płyty na swoje miejsce. Przeszukując mieszkanie oskarża w myślach znajomych o nie zwracanie pożyczonych płyt, zaskoczony sam odnajduje kilka cudzych, hmmm... Mroki wstydu rozświetla nagłe olśnienie – samochód! Tak, zguba była w samochodzie. Wreszcie podchodzi do odtwarzacza, otwiera pudełko a tam... inny krążek. To również go nie dziwi. Wszak robiąc miejsce w odtwarzaczu dla nowej płyty, ze starą trzeba coś robić - nie pozostawia się przecież płyty na pastwę kurzu, kiedy puste opakowanie trzyma się w dłoni (co z tego że od innego albumu). Nasz Meloman po odnalezieniu opakowania od niepożądanego krążka, wyjmuje z niego kolejną płytę, która powinna była się znaleźć w jeszcze innym plastikowym pudełeczku. Nie zrażając się powtarza operację do skutku. Przy czwartej przekładce - sukces! Znalazł w końcu upragniony krążek! Wkłada go do odtwarzacza, rozsiada się wygodnie i ... jakoś się nastrój zmienił. Teraz posłuchałby czegoś innego. Tylko gdzie też ten kompakt może być...
Zapewne już za kilkanaście lat, sytuacje podobne do opisanych w powyższej historyjce wydarzyć się będą mogły jedynie wśród garstki kolekcjonerów czy konserwatywnych audiofilów. Romantyków, dla których słuchanie muzyki w domowym zaciszu zawsze wiązać się będzie z rytuałem obcowania z fizycznym nośnikiem - wyciągnięciu płyty z opakowania, nastawieniem płyty, przeglądnięciu zawartości książeczki.
Wiele wskazuje na to, że płytę kompaktową spotka jednak gorszy los niż jej winylową poprzedniczkę. Brzmienie muzyki z płyty CD nie różni się zasadniczo od brzmienia jakie oferują nam obecnie serwery muzyczne czy inne odtwarzacze plików dźwiękowych. Od tej strony nie ma żadnych przeciwwskazań, aby przemysł fonograficzny całkowicie zastąpił fizyczny nośnik, formatem elektronicznym, ściąganym za pośrednictwem sieci internetowej. Inaczej przedstawia się sytuacja wiekowej płyty winylowej. Amatorów „analogowego” brzmienia od pewnego czasu systematycznie przybywa. Produkcja czarnych płyt również od kilku lat wzrasta i zapewne trwać będzie jeszcze długo po tym, jak ostatni srebrny krążek, opuści sklepowe półki.